Z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteśmy pierwszym medialnym miejscem w Polsce, które opisuje nowy materiał doom metalowego NIGHTLY GALE. I od razu zastrzegam, że tak jak w większości recenzji staram się o pewien obiektywizm, tak w przypadku tego zespołu nie mam kompletnie żadnego dystansu do ich twórczości i począwszy od debiutanckiego demo "Dream of Dark Hour", aż po nowe, jeszcze nie całkiem ukończone dzieło nie dostrzegam ani jednej zbędnej nutki, a samo NIGHTLY GALE postrzegam przez pryzmat jedynej takiej kapeli w naszym kraju i jednej z nielicznych na całym świecie.
Odwieczny pech tej grupy polega na tym, że wszelkie próby zaszufladkowania jako "polska odpowiedź na MY DYING BRIDE czy UNHOLY" mijają się właściwie z celem. Owszem, pierwsze materiały, jak wspomniane już, a trwające około godziny (!) demo "Dream of Dark Hour", czy wydany na kasecie przez nieistniejącą już Ceremony Records "The Bleeding Art" były przesycone atmosferą znaną z płyt dwóch gigantów doom metalowego grania, ale już promo "Erotica" i pełnometrażowy album "And Jesus Wept" wyznaczyły zupełnie nowy szlak w metalowym graniu. Na czym więc polega pech NIGHTLY GALE? Ano na tym, że mam wrażenie, iż oryginalność nigdy nie była w cenie wśród przeciętnego metalowego fana, a tego rzeczownika można użyć wobec zabrskiej formacji. Połączenie cholernie ciężkich gitarowych riffów z mozolnie konstruowanymi partiami klawiszy, czyste wokale Sławka Pyrzyka uzupełnione wściekłymi blackowymi wrzaskami Waldka Sagana, a obok tego melodyjne solówki i rozszalałe partie saksofonu. Tak wygląda mniej więcej zawartość poprzedniego krążka NIGHTLY GALE "And Jesus Wept".
Co więc można powiedzieć o najnowszym materiale "Illusion of Evil"? Na pewno to, że jest kontynuacją poprzedniego długograja, ale wszystkie wymienione cechy posunięte zostały jeszcze bardziej i są - że się tak wyrażę - jeszcze bardziej wyraziste. Cztery utwory (łącznie ponad 53 minuty muzyki!) powstały około dwóch lat temu, dlatego muzycy mieli sporo czasu, by dopieścić każdy szczegół. Dzięki temu wokale są tak różnorodne, że jakakolwiek analiza zajęłaby zbyt wiele miejsca i wystarczy tylko napisać, iż obok tych czysto brzmiących i bardziej kojarzących się z black metalem pojawiają się wokalne wariacje, growle, szepty i cholera wie co jeszcze. Jeszcze bardziej uwypuklone są też partie gitar, często zahaczających o psychodelię, a klawisze stanowią jedynie znaczący dodatek (tu jakieś pianinko wyłania się spośród potężnych riffów, tu i ówdzie ambientowa plama rozdzielająca dźwiękowe nawałnice, w "Betrayal" ciekawie wplecione smyki). Pamiętać też należy, że wersja, którą opisuję jest jeszcze nieukończona, bowiem brakuje saksofonu i pewnie jeszcze kilku innych smaczków, dzięki którym materiał będzie można odkrywać przez długie, długie miesiące.
autor: Wojciech "Diovis" Szymański
ocena: 10/10