Nudzi mnie już ten cały doom metal. Oczywiście nie mam na myśli Candlemassa, a wyłącznie nurt rozlazły i dołujący. No bo ile razy można słuchać tych samych, przedpotopowych patentów? W chwilach załamania nerwowego lepiej już włączyć jakąś klasyczną płytę z tegoż gatunku, przynajmniej raz jeszcze zaintryguje pomysłami i dzięki nim nie zdołuje do reszty. Wyjątki zdarzają się od święta. Ale takie płyty jak "Illusion of Evil" potwierdzają, że warto na nie czekać.

Minęły cztery lata od intrygującego "...And Jesus Wept". Kawał czasu, tym bardziej, że konkurencja nie śpi. Zaraz, jaka konkurencja? Nie bez powodu wspomniałam na wstępie, że dzisiejsi doomowi melancholicy zdecydowanie częściej irytują niż intrygują. Tyle że na "Illusion of Evil" więcej autentyzmu niż wspomnianej melancholii. I dlatego zespół po długich wakacjach wciąż brzmi świeżo. Trzyma w napięciu od początku do końca. Tylko cztery utwory, a ponad 50 minut muzyki. Rozbudowane kompozycje ani przez moment nie nużą. A to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że całość oparta jest na typowo doomowych, mozolonych tempach. Monotonia to gra pozorów. W rzeczywistości muzyka pełna jest różnorodnych pomysłów. Ciężkie gitary doskonale współpracują z delikatnym pianinem, a znany z poprzedniego dziełka saksofon i tu kreuje obłędny klimat. Nie brakuje mrocznych elektronicznych plam - oczywiście to żadne słodkie melodyjki, a odhumanizowane wkręty. Doskonale prezentują się w "At Your Command" - stąd już blisko do ambientu. Kartą przetargową Nightly Gale jest nieprzewidywalność. Każdy z udziwniających twórczość elementów pojawia się niespodziewanie i dzięki temu pozornie monotonne kompozycje nabierają rumieńców, ciągle dochodzi w nich do przepychanek i ciągle coś się dzieje. Ciężkie riffy z niebywałą swobodą przekształcają się w tęskne, emocjonalne melodie (w "Vanity" pojawia się nawet dobre solo). Owe melodie słodkie wcale nie są, ale dzięki nim płyta nie klasyfikuje się do najtrudniejszych w odbiorze. Nie należy jednak nastawiać się na to, że za pierwszym razem ogranie się wszystko to, co tu się dzieje. Zróżnicowane są także wokale - zaczynają się od drapieżnej histerii, przechodzą przez blackowy wrzask, a kończą na epickich, melancholijnych śpiewach. Doskonale wpasowują się w apokaliptyczny, obłędny klimat dźwięków. To on sprawia, że trudno oderwać się od "Illusion of Evil".

Nightly Gale mimo że wierny doomowym konwencjom, ma szanse trafić do szerszego grona odbiorców. Ze względu na to, że lubi zaskakiwać i stawia przede wszystkim na autentyzm. Jak narkotyk uzależnia od siebie transowym, depresyjnym klimatem. Warto było czekać cztery długie lata. Po to, by przekonać się, że smutek w metalu niekoniecznie musi być synonimem nudy i groteski.

8 / 10
Małgorzata Gołębiewska

Oryginał w archiwum The Wayback Machine by archive.org