Na nową płytę Nightly Gale czekałem od momentu kiedy zaczęły docierać pierwsze na jej temat wzmianki. Los sprawił, że trzeba było się uzbroić w nie lada cierpliwość, gdyż premiera następczyni "Imprint" była kilkukrotnie przekładana aż w końcu ukazała się najpierw na półkach empików a chwilę później była dostępna w sklepach internetowych. Od kilku miesięcy mieliśmy jednak okazję poczuć namiastkę "Lust" za sprawą wideoklipu do utworu "Laura". Świetna produkcja w klimatach tak bardzo charakterystycznych dla Nightly Gale, że chyba żaden sympatyk tej zabrzańskiej załogi nie mógł być zawiedziony. Nie lada atrakcją był też cover jednego z bardziej rozpoznawalnych kawałków Alice In Chains - "Would?". Utwór ten jak się okazało zamyka tą najnowszą płytę i jest jednym z tych coverów, które wnoszą naprawdę dużo nowego do osłuchanej już kompozycji. Poza tym idealnie się to zgrało z premierą najnowszej płyty Alicji - fanów metalicznego grunge'u z pewnością zaskoczy interpretacja tego numeru przez bohaterów tej recenzji, ale czyż nie o to chodzi w przeróbkach?

Anyłej, wracając do trzonu "Lust" należy na wstępie uprzedzić o panoszącym się na płycie dusznym a niekiedy wręcz klaustrofobicznym nastroju przywołującym na myśl miejsce akcji w klipie do "Laury", czyli podupadły i zapuszczony szpital. To oczywiście tyczy się przede wszystkim klimatu w jakim obraca się najnowsza płyta, bo już brzmienie pozbawione jest tej sterylności i wypada nad wyraz organicznie. W ogóle podoba mi się sposób w jaki zrealizowano ten krążek - bez wielkich nazwisk, własnym sumptem (z pomocą swojego ex-muzyka Jarka Toifla) Nightly Gale wyprodukował i zrealizował album, który nie dość że brzmi konkretnie, to jeszcze kiedy zachodzi taka potrzeba: potężnie (etat drugiego, nowego gitarzysty Krzysztofa Prietzela był jak widać niezbędny)! Oczywiście wszystko w ramach tego do czego zdołaliśmy już przywyknąć - Ci co znają poprzednie dokonania kapeli mniej więcej wiedzą czego mogą się spodziewać, ale i tak, idę o zakład, że w niektórych momentach, będziecie konkretnie zaskoczeni.

Swoistą nowość stanowi bardzo obszerny udział w nagraniach nowej, pełnoprawnej (od czasu wydania "Imprint") członkini zespołu Anety Romańczyk. Jej specyficzna, wyrazista barwa z charakterystyczną lekką chrypą bardzo często wysuwa się tutaj na pierwszy plan a niejednokrotnie stanowi też bardzo istotny element poszczególnych kompozycji. Popis jej możliwości to przede wszystkim znakomity, wielowątkowy, choć nie najdłuższy na płycie "Jar of Joy", acz trzeba zaznaczyć, że w tym numerze podzieliła się obowiązkami ze Sławkiem, który także jest obłędnym wokalistą i nie sposób pomylić go z żadnym innym gardłowym na szeroko pojętej scenie metalowej.

"Lust" to płyta wypełniona dźwiękami najrozmaitszymi, kiedy trzeba leniwie pląsającymi, czasem schizofrenicznymi ("Martha") ale też i bardzo często uderzającymi w nas z cholernie dużą siłą (tu już ciężko wskazać konkretny numer, prędzej fragmenty takowych). Nightly Gale to zespół, który ma klasyczny doom metalowy szkielet, ale już dawno nie jest to typowy przedstawiciel tego gatunku. Główna w tym zasługa niecodziennych aranżacji, na które znaczny wpływ mają dogrywane w nietypowy sposób klawisze czy inne efekty. Zatrudniony na tym stanowisku od czasu "Imprint" Radek Daszkiewicz, w przeszłości odpowiedzialny także za teksty, swoje rzemiosło wykonuje z najwyższą dbałością o szczegóły.

Osobiście brakuje mi na "Lust" jedynie jakiegoś nietypowego instrumentu, wszak jak pamiętacie (lub też nie;) na poprzednich płytach można było usłyszeć czy to trąbkę czy to saksofon - tutaj tego niestety nie ma. Ale nie można mieć wszystkiego, niewykluczone, że panowie postąpili w myśl zasady "co za dużo, to niezdrowo" ;) Najważniejsze, że nie zjadają własnego ogona, co niestety niektórym zespołom się zdarza. I mimo iż płyty wydają raczej nieregularnie i głównie własnym sumptem to zawsze można liczyć, że ich zawartość będzie może dla niektórych nieprzyswajalna, może niezrozumiała, natomiast zawsze będzie to przede wszystkim ICH muzyka. Niepodrabialny styl to dziś rzecz na wagę złota. Zabrzański kwartet nigdy nie schodzi poniżej wypracowanego latami poziomu. Takich kapel ze świecą szukać!

Płytka zdecydowanie nie na plażę, ale jeżeli całe lato będzie takie jakie jak pierwsze jego dni, to może okazać się hitem ;)

Opublikowano 2013, autor: autor: kaReL | ocena: 8.7/10 | Kopia w The Wayback Machine